Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ko, który w nim panował nad wszystkiém, hamował objawy namiętności niebezpieczne...
Rok pierwszy pobytu w stolicy już mi dał poznać ten świat, jak wielce misterną machinę złożony z przerozmaitych kółek tysiąca, tę grę ludzi, interesów, namiętności, słabostek, zachceń, ambicyi i spekulacyi, z któréj zręcznie się wywikłać było potrzeba ażeby nie być zgniecionym.
Przekonywałem się codzień że nie byłem stworzony do tego żywota sztucznego, w którém, wedle przestrogi mego krewnego, komedyą grać nieustannie było potrzeba. Obrałem inną drogę, postanowiłem iść przebojem, ale otwarcie.
Ludzie, którzy zawsze z siebie sądzą o drugich, znaleźli i to komedyi rodzajem, rodzajem rachuby (przypisywali mi rozum i wyrachowanie przemądre) — a nie wydało im się to tak bardzo złém.
Nie mogę skarżyć się aby mnie, z moją prostotą, się nie wiodło, ale w tym świecie blagi, ja z moją prawdomównością, otwartością, odwagą przekonań, uchodziłem, jakem się późniéj dowiedział, tylko za zręczniejszego blagiera, za Barnuma w nowym rodzaju, przybierającego niezwykły charakter, aby tém większe uczynić wrażenie.
Inaczéj być nie mogło, dodał Jakób — przeko-