Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jest nadto rozumną, ona nie skorzysta z tego nierozważnie....
Przestrach ją jednak ogarniał, zabobonna jak zwykle ci co w nic nie wierzą, zobaczyła w téj chwili pająka i wzdrygnęła się.... Ale zegar wskazywał już więcéj niż dwunastą....
W pół godziny późniéj pani Wtorkowska z okna swojego dojrzała niesione z kuchni do pałacyku Henryka... wedle wszelkiego prawdopodobieństwa... pieczyste... potém poznała lody po wysokiéj pyramidalnéj ich pokrywie.... Pobiegła do córki.
— Musisz iść!.... bo wielki czas... mogą się rozejść... deser... lody ponieśli.... Jakób ma pewnie interesa, pilno mu....
Spojrzała chciwie na córkę... Muza mogła służyć za wzór dla malarza do elegii współczesnéj. Wesołe jéj rozbudzone zwykle rysy twarzy jakoś dziwnie stężały; przed zwierciadłem studiując nabrała, wyuczyła się wyrazu jaki mieć chciała.
A była prześliczną... z nieporównaną sztuką umiała pokryć sztukę samą, wydawała się naturalną, była sobą, niktby jéj o odegrywanie roli głęboko obrachowanéj nie posądził... była młodą, smętną, ale świeżą... a już rozmarzoną, roztęsknio-