Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc namawiam ich, mówił daléj magnat, aby naprzód chłopca, gdy się przygotuje nieco w domu, dać do szkół zwykłych, niech się uczy razem z innemi dziećmi.
— Rzucicie go jako złoto w ogień na próbę, rzekł Abraham, jeśli złotem jest, ogień mu nic nie uczyni, jeżeli próchnem to spłonie.
— Mówią, że okazuje zdolności, rzekł krewniak nasz, toć skorzystać z nich należy.
— Byleby wiary nie utracić, przerwał Abraham, dla tego myślę żeby go nazbyt rychło nie brać z domu, póki się nie ugruntuje w nauce zakonu, tak aby jéj nic na potém wzruszyć w nim już nie mogło. Gdy garncarz chce aby się na naczyniu glinianém pismo jego zostało, nie bierze go mokrém z warsztatu, ale je wysusza na słońcu.
Warszawiak nic nie odpowiedział; ten przypowieściowy sposób mówienia starca widocznie mu nie przypadał do smaku.
— Wieleż ma lat? zapytał zaraz i na odpowiedź głową potrząsnął.
— Macie i tu podobno szkółkę, to go do niéj możecie oddawać.
— Czemu nie, rzekł Abraham, ale biedne dziecko dużo przecierpi.