Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy wy się pysznicie swojémi, którzy kraj zasłaniali? Ręczę żebym się nie pomieniał na żaden stan inny, na żadne pozornie lepsze położenie.
Tak dziś, ale w młodości, choć napojonemu wcześnie przekonaniem, że niéma na świecie bytu nad wieśniaczy, zaświtała w głowie chętka czegoś innego, pragnęło się świat zobaczyć, uczyć się, sprobować innego życia. Miałem jeszcze naówczas ojca, który postrzegłszy tę żyłkę we mnie, a był to człowiek wielkiego na stan swój rozumu, karcił za nią nieustannie — może to właśnie przyłożyło się do rozwinienia jéj we mnie.
Po śmierci ojca pozostało nas trzech braci i siostra; w chacie ludno było aż do zbytku, nie wytrzymałem i uciekłem z wioski. Ani mi się wówczas zatęskniło za swémi, za tą ziemią, do któréj teraz tak wielkie czuję przywiązanie, anim się ku niéj odwrócił, ani po niéj zapłakał — leciałem do miasta i szczęśliwie mi się udało dostać do niego bez żadnéj przygody.
Tu dopiéro postrzegłem, jaka była różnica między wioską i wieśniakiem, a miastem