Strona:Józef Birkenmajer - Spełniona obietnica.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem o tym… i nad tym boleję… szepnął cicho Wojciech. Ale zostać tu nie mogę. Ślubowałem, że pójdę między ludy, które jeszcze nie nawrócone wcale na wiarę prawdziwą. Właśnie chcę je tym nawracaniem ratować od niemieckich najazdów. Dla tegom do Lutyków się wybierał, którzy od Sasów oręża gęsto dziś giną…
— Wiem o tym — mruknął Sobiebor. Pomimo mej woli musiałem roku łońskiego pod wodzą Sasów ze słowiańskim tym ludem wojować…
— Niestety nie chcą mnie Lutycy — westchnął Wojciech. — Na próżnom mówił, że Słowianin jestem, ich brat… że ze słowem Bożym i miłością do nich przychodzę… Odrzucili mnie od granic swoich.
Odwrócił twarz swą ku Bolesławowi:
— Pozwól tedy, książę, że pójdę na północ od kraju twojego, do ziemi pruskiej. Nie wiedzą tam jeszcze o Chrystusie i o łasce Bożej. Bałwanom kamiennym i pniom drzewnym cześć oddawają, wężom służą, takim jak ten, co w raju skusił człowieka pierwszego… Pójdę tam skruszyć niewolę szatańską, dziełu odkupienia dopomagać.
Bił się z myślami długo książę Bolesław, zanim wyraził zgodę:
— Widzę, że nie można przeciwić się woli twojej… i woli Bożej. Wiem, że i moje księstwo tej wyprawy twojej też potrzebuje. Od strony owych Prusaków dawno już nie mam spokoju… z każdą wiosną napastują granice moje. Więc choć żal mnie bierze okrutny, iż się rozstać z tobą muszę, jednak myśl podróży twej pochwalam i poczet ci dam rycerzy, którzy do samego Gdańska ciebie odprowadzą. Wszelakoż o jedną rzecz prosić cię nadal będę, a wierzę, że prośbę mą wypełnisz…
— Jeśli w mocy mojej będzie… a przedewszystkim w mocy Boga… to ci ją spełnię, o chrobry książę!
— A więc przyrzeczesz mi że gdy już ukończysz pracę swą apostolską w Prusiech, to wrócisz do mnie i na stolicy gnieźnieńskiej biskupiej pasterzem będziesz?
Zawahał się na chwilę Wojciech, od świata się wzrokiem oderwał, jakby w przyszłość czasów lub w głąb duszy spozierając, a potem spojrzał na Bolesława wzrokiem rozjaśnionym i odrzekł z mocą:
— Przyrzekam!
— Dał znak ręką bratu nieodstępnemu Radzimowi i obaj wyszli pospołu ze świetlicy…

*
*                                        *

Nie upłynęło tygodni wiele, a do gnieźnieńskiego dworzyszcza wpadł jeździec zziajany. Niósł z północy wieść straszną.