Strona:Iliada3.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Nayukochańszy z synów, móy Hektorze drogi!        751
Póki byłeś przy życiu, kochały cię bogi,
I po śmierci doznałeś wzgłędnéy ich opieki.
Innych synów przedawał Pelid w kray daleki:
Słał do Jmbru, lub Samu, lub na wyspę twardą
Lemnu, gdzie żyli w więzach i okryci wzgardą.
Tyś padł w ślachetnym boiu. Prawda, iż się srożył.
Żeś mu Patrokla trupem twą włócznią połóżył,
Włóczył cię koło grobu! . . O! zemsta zaciekła!
Jednak go tą srogością nie przywołał z piekła.
Ciebie oglądam świeżym, masz twą piękność całą,
Jakbyś nayłagodnieyszą poległ Feba strzałą.„
We wszystkich ciężkie ięki wzbudził płacz królowy.
Trzecia Helena temi żal zaczyna słowy:
„Hektorze! z braci męża naywięcéy mi luby!
Z pięknym bowiem Parysem związały mię śluby:
Ach! czemum nie zginęła piérwéy nieszczęśliwa!„
Dwudziesty rok pobytu mego tu upływa,
Odtąd gdym się ważyła oyczyznę porzucić;
Nigdy mię przykrém słowem nie chciałeś zasmucić![1]
Owszem, kiedy bratowe moie, albo siostry,
Albo świekra, czyniły iaki wyrzut ostry,
Bo świekr był zawsze oycem: tyś biedną zasłaniał,
Tyś do ludzkości, twoią łagodnością skłaniał.
Płacząc nad tobą, siebie nieszczęśliwa płaczę,
Już takiego obrońcy w Troi nie obaczę:

  1. Trudno dadź lepsze wyobrażenie o dobroci serca i łagodności charakteru Hektora.