Strona:Iliada.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

By piérwsi i ostatni słyszeli go równie:        283
A on tak zaczął radzić mądrze i wymownie.
„Wielki narodów królu, przemożny Atrydzie,[1]
Dziś cię Grecy w naywiększéy zagrążą ohydzie:
Bo przyrzeczenia w Argach danego nie iszczą,
Iż nie wprzódy powrócą, aż Jlion zniszczą.
Każdy płacze, iak dziecko, iak wdowa usycha,
Podłe skargi rozwodzi, do swoich ścian wzdycha.
Smutna wracać, kiedyśmy nic nie dokazali:
Prawda, choć kto na miesiąc z domu się oddali,
Przykro na łodzi znosi, gdy Neptun wzburzony,
Nie daie mu do lubéy powrócić się żony.
A nas iuż rok dziewiąty trzyma kray daleki:
Nie dziw mi, że wzdychają do powrotu Greki:
Lecz brzydko, długo bawiąc, wracać bezskutecznie.
Trwaycie więc w przedsięwzięciu Achiwi statecznie,
Obaczmy fałsz Kalchasa wieszczby, lub sprawdzenie:
Bo których nie wtrąciły Parki w smutne cienie,
Którzy dotąd żyiecie, w was żywe mam świadki:
Gdy do Aulidy Greckie zbierały się statki,
Niosąc tysiączne klęski pod mur Jlionu;
A my pod miłym cieniem wyniosłego klonu,
Przy którym wody nurtem wytryskały czystym,
Bili święte ofiary bogom wiekuistym;
Znak wielki się pokazał, iaki się nie zdarza,
Z czerwonemi plamami idzie z pod ołtarza

  1. Cel Ulissesa w téy mowie, zatrzymać woyſko. Nie powſtaie on zaraz przeciw zamysłowi Greków: wchodzi w ich uczucia, ale nic nie opuszcza, przez coby mógł podnieść ich odwagę, i wſtrzymać od powrotu w momencie, gdy zbliżaią się do końca prac swoich.