Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 02.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla twardej doli żołnierza? Ona będzie żołnierzem w spódnicy; będzie patrzeć zblizka na ból, będzie walczyć z nim, nurzając ręce w zgniliźnie zepsutej materji, wstępując jak uśmiech światła tam, gdzie jęczą żołnierze, oczekujący śmierci.
Opowiadała z dumą Juljanowi o postępach, jakie czyniła w szkole, o skomplikowanych bandażach, jakie już umiała nakładać, czasem na członki manekina, czasem na ciele pomocnika chirurga, udającego rzekomo rannego żołnierza. Ona tak wątła, niezdolna w domu do najlżejszego fizycznego wysiłku, uczyła się teraz w jaki sposób podnosić najzręczniej z ziemi bezwładne ciało ludzkie i dźwigać je na plecach. Kto wie, czy nie przyjdzie jej nieść pomoc na polu bitwy! Okazywała gotowość do najniebezpieczniejszych czynów z nieświadomem zuchwalstwem kobiet, kiedy je ogarnie poryw bohaterstwa. Zachwycały ją angielskie nurses, chude damy, o nerwach ze stali, których wizerunki widywała w pismach ilustrowanych, przybrane w spodnie, buty do konnej jazdy i białe hełmy.
Julijan słuchał ją ze zdumieniem. Czyż ta kobieta była naprawdę Margaritą? Wojna starła z niej puszek wdzięcznej płochości. Nie stąpała już jak ptaszek. Stopy jej deptały ziemię z męską pewnością siebie. Była pogodna i spokojna w poczuciu tej nowej siły, jaka się w niej rozwijała. Gdy pieszczota Juljana przypomniała jej, że jednak jest kobietą, mówiła zawsze to samo:
— Jakie szczęście, że jesteś cudzoziemcem! Jakie szczęście, że jesteś zabezpieczony od wojny!