Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będą się dziać rzeczy okropne... Sposoby prowadzenia wojny zmieniły się bardzo.
Młody Desnoyers machnął ręką obojętnie.
— Zupełnie tak samo, jak twój ojciec — ciągnął dalej profesor. — Wczoraj wieczorem, on i twoja rodzina odpowiedzieli mi w ten sam sposób. Nawet moja matka woli pozostać tutaj, ze swoją siostrą, mówiąc, że Niemcy są bardzo dobrzy, bardzo cywilizowani i, że nie potrzeba lękać się niczego od nich, kiedy zatriumfują.
To dobre mniemanie zdawało się być nie na rękę doktorowi.
— Nie zdają sobie sprawy z tego, czem jest wojna współczesna; nie wiedzą, że nasi generałowie posiedli sztukę szybkiego unicestwienia wroga i, że ją zastosują nieubłaganie. Terror jest jedynym sposobem: on rozbraja naogół przeciwnika, paraliżuje jego działalność, obraca w proch jego opór. Im sroższą będzie wojna, tem krócej potrwa: karcić z całą bezwzględnością jest to postępować humanitarnie. A Niemcy będą okrutni, z nigdy dotąd niewidzianem okrucieństwem, aby się walka nie przeciągała.
Wstał z krzesła, szukając oczami laski swojej i kapelusza. Argensola patrzył na niego z jawną niechęcią. Profesor, przechodząc mimo, skinął tylko sztywno i pogardliwie głową.
Poczem skierował się ku drzwiom, przeprowadzony przez kuzyna. Pożegnanie było krótkie.
— Powtarzam ci moją radę. Jeżeli nie kochasz się w niebezpieczeństwach, wyjedź. Może się mylę, i