Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 01.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeczytawszy ostatnio wiadomość. „Trzykroć stotysięcy rewolucjonistów znajduje się obecnie w Paryżu. Bulwary zewnętrzne zaczynają płonąć! Powtarzają się ohydne wybryki Komuny“.
— Ależ ci Niemcy powarjowali! — wykrzyknął młodzieniec, stojąc przed radjogramem do gromadki ciekawych, równie oszołomionych jak on. — To można stracić tę resztę zdrowego rozsądku, jaki nam pozostaje. Co to są za rewolucjoniści? Jakaż rewolucja mogła wybuchnąć w Paryżu, skoro Rząd nie składa się z reakcjonistów?
Poza nim ozwał się głos szorstki, nakazujący, jak gdyby uważał się za uprawnionego do rozproszenia wątpliwości obecnych. Przemawiał nim Herr Radca:
— Młodzieńcze! Te wiadomości pochodzą od najpierwszych Agencji Niemieckich. Niemcy nie kłamią nigdy.
Po tych słowach, odwrócił się do Juljana tyłem i już się więcej nie widzeli.
Następnego dnia o świcie — ostatniego dnia podróży — Camerero Desnoyersa obudził go pośpiesznie:
Herr; proszę wyjść na pokład; piękny widok.
Morze było zasnute mgłami; ale z pomiędzy nich wynurzały się jakieś sylwety, podobne do wysp, o potężnych wieżach i spiczastych minaretach, wyspy te sunęły po falach wolno i majestatycznie z ponurą ociężałością. Juljan naliczył ich osiemnaście. Zdawały się zapełniać Ocean. Była to eskadra Kanału, która opuszczała brzegi Anglji z rozkazu Rządu i płynęła tylko dla wykazania swoich sił. Po raz pierwszy widząc wynu-