Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kazał mi przyjść; a ciocia przecie wie, że należy słuchać urzędników. Kazał mi do siebie na opatrunek ran zaledwie zaledwie zajdzie ku temu pierwsza potrzeba.
Pani Makmisz.
Żmijo! Gadzino, nie śmiej tam iść!...
Karol nie odpowiadając ani słowa i pozostawił skamieniałą na widok jego odwagi ciotkę.
„Owszem, pójdzie do sędziego, — zawołała po kilku chwilach, wchodząc do swego pokoju. — Jest dość zły i wykona swój zamiar! Przeklęty chłopak! Jaką żmiję wygrzałam na swem łonie! Łotr. Rozbójnik! Morderca! A prawdą jest przecie, że biłam go dopóki ręce mi służyły, musi mieć większe znaki po biciu, tembardziej, że i wczoraj nie żałowałam mu. O Boże! Co powie sędzia, który wczoraj nie był również ze mnie niezadowolony. Mówił mi takie rzeczy, których się po nim nigdz nie spodziewałam; nigdy mu tego nie daruję. Ale jak się dowiedział, że ten nicpoń Karol ma pieniądze, które pozostawił u mnie jego ojciec? Jakkolwiek zaklinałam się, że był to djabelski wymysł, okropna plotka, najwidoczniej nie chciał uwierzyć. Gdyby chociaż Karolowi o tem nie powiedział! Zupełnie poważnie, Karol kosztuje mnie rocznie conajmniej czterdieści, pięćdziesiąt złotych! Z reszty zaś korzystam sama, w postaci wynagrodzenia za troskę o tego niegodziwego chłopaka“.
Po kilka chwilach zdecydowała się wreście pobiec po Karola i przemocą zatrzymać go w domu; ale było zapóźno; gdy weszła do kuchni, Karola tam już nie było.