Strona:Hordubal.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Lepsze są łąki nad rzeką. Kukurydza zrodzi się tam wysoka na chłopa.
— Nad rzeką? dziwi się Hordubal. — Tyś kupiła, Polano, ziemię na równinie?
Polana chce coś rzec, ale woli milczeć. — To pańskie łąki, gospodarzu — tłumaczy Manya. — Grunt jak boisko, głęboki, buraczany — — — Tylko że buraki spadły w cenie. Lepiej już trzymać konie: gdy się uda jeden koń, to dostanie się za niego więcej, niż przez cały rok zarobi gospodarz pracą w polu. Żeby tak mieć jeszcze kawał równiny i zbudować stajnię tam w dolinie... — Oczy Szczepana błyszczą. — Koniowi potrzebna jest równina, gospodarzu. Koń, to nie koza.
— Dziedzic sprzedałby tamte łąki — dodaje Polana w zamyśleniu i na głos liczy, ile mogłyby kosztować. Ale Hordubal nie słucha, Hordubal myśli o gruntach żytnich i kartoflanych, które Polana sprzedała. Prawda, że to prawie same kamienie, ale czyliż kamienie nie były tam zawsze? To już należy do tej tam roboty. Na dwa lata przed odjazdem do Ameryki przemieniłem kawał ugoru w pole... E, cóż ty wiesz o wiejskiej robocie!
Hafia przyszurała się do Szczepana i wsparła się łokciem o jego ramię. — Wujku Szczepanie... — szepcze...
— Czego chcesz? — śmieje się Manya.
Mała wierci się zakłopotana. — Nic, ja tylko tak...
Szczepan sadza ją na kolana i kołysze. — No więc, cóż mi chciałaś powiedzieć?
Hafia szepcze mu do ucha: — Wujku Szczepanie, widziałam dzisiaj takie ładne szczenię!
— Nie może być — mówi z wielką powagą Manya. — A ja widziałem zajęczycę z trzema młodymi zajączkami.
— Ojej! — zdumiewa się Hafia. — A gdzie?
— W koniczynie.
— I będziesz je na jesieni strzelał?