Strona:Hordubal.pdf/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Proszę wyprowadzić oboje oskarżonych! — rozkazuje przewodniczący sądu.
Jako świadek zeznaje wezwana Hafia Hordubalówna.
Prowadzą niebieskooką, ładną dziewczynkę. Jest tak cicho, że nawet oddechu niczyjego nie słychać.
— Nie bój się, mała, i podejdź bliżej! — mówi głosem ojcowskim przewodniczący sądu. — Jeśli nie chcesz, to możesz nie świadczyć. Więc co, chcesz mówić?
Dziewczynka wytrzeszczonymi oczkami rozgląda się po wielmożnych panach ubranych w togi.
— Chcesz świadczyć? — Hafia grzecznie kiwa głową.
— Tak.
— Czy twoja matka chodziła do stajni, gdy był tam Szczepan? — Tak, co noc. — Czy widziałaś ich kiedy razem? — Widziałam. Wuj Szczepan ściskał ją jednego dnia i przewrócił ją na słomę. — A cóż gazda, twój tatko, bywał czasem razem z matką? — Nie, tatko nie, tylko wujek Szczepan. — A gdy gazda wrócił z Ameryki, czy i wtedy matka spotykała się z wujkiem? — Hafia kręci głową. — Skąd wiesz o tym? — Przecież gazda był w domu — odpowiedziało dziecko, jakby mówiło o czymś bardzo prostym i jasnym. — Toteż wujek Szczepan mówił, że u nas nie będzie, że teraz wszystko jest inaczej...
— Czy gazda był dobry? — Hafia w zakłopotaniu wzrusza ramionami. — A Szczepan? — Ach, Szczepan był taki dobry! — Czy matka była dobra dla gazdy? — Nie! — A dla ciebie? Czy cię kochała? — Kochała tylko wujka Szczepana. — Czy gotowała dla niego dobre jedzenie? — Tak, ale on i mnie dawał. — A kogo najbardziej ze wszystkich lubiłaś? — Wujka Szczepkę.
— A jakże to było, Hafio, w tę ostatnią noc, kiedy tatko umarł? Gdzieś ty spała? — Z mamą w komorze. — Czy nie zbudziło cię coś? — Zbudziło. Ktoś pukał do okna i matka usiadła na łóżku. — A dalej? — Dalej nic. Matka powiedziała, że mam spać, bo dostanę w skórę. — I spałaś? — Juścić spałam. — I już nic nie słyszałaś? —