Przejdź do zawartości

Strona:Hieronim Derdowski - Walek na jarmarku.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 57 —

troszeczkę nabiera: — Co? Czym to ja oszlał, albo! czym się upił? Dyć mnie piorun siarcisty tak mocno w łeb złupił, Że myślałem, jak żywo, iż więcej nie wstanę, Ale tu na łysinie muszę mieć gdzie ranę! Wej doprawdy! Ot urosł guz jakby dwie pięści, Już to mnie się biednemu wcale dziś nie szczęści! Wiem przynajmniej, jak to się od szlagu umiera; Nie życzyłbym nikomu... Żeby go cholera!
Wach się mocno dziwuje, że ten człowiek kusy Mowę rychtyk ma taką, jak wszystkie wiarusy. Gdy się bliżej mu przyjrzał, poznał pana brata: — Walku, jak ty wyglądasz?.. Oj, wart jesteś bata! Ładnieś to się przyodział, jak jaka poczwara! Pięknie to się ucieszy twoja matka stara. Adyć oną do płaczu taki strój pobudzi... Czy się Boga nie boisz, czy nie wstydzisz ludzi?! Po jakiekoż to diabła ta szklanna kulbaka?