Strona:Herszt zbójców.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   19   —
Franek (cicho).

Dobrze, dobrze, paniczu — już idę... (Podchodzi do łóżka Ludwisia i zaczepiwszy się o kołdrę pada z hukiem na podłogę). O, rety! rety! a bodajeś! (Ludwiś wskakuje z pościeli przerażony, a widząc Franka już stojącego przed nim w zbójeckiem przebraniu wydaje krzyk trwogi).

Ludwiś (krzyczy).

Ratunku! ratunku! pomocy! kto w Boga wierzy! Zbójcy! bandyci! (Wyskakuje z łóżka i czemprędzej chowa się pod stół).

Franek
(zamierza się wałkiem i szturga go pod stołem, mówiąc zmienionym głosem).

Zabiję, zamorduję! — jestem herszt zbójców — Wieczorek!

Ludwiś (płaczliwym głosem).

Panie zbójco, nie zabijaj mnie... co