Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w łono kobiety, trzeba było, by, uniesiona litością dla ludzi, narodziła się pośród nich. Będąc bogiem, jakżebym zdołał obracać koło prawa? Wyobraź sobie, Anando, że Budda jest bogiem, a zrozumiesz całe rozczarowanie ludzi. Mówiliby sobie: — Budda jest bogiem, posiada tedy szczęśliwość, świętość i doskonałość, ale jakże my, będąc jeno ludźmi, możemy dosięgnąć tego wszystkiego? — I żyliby dalej w ponurej rozpaczy. Ach, niechże milczą ci, którzy żyją w ciemnościach, niech nie pragną sięgać prawa, z którego najgorszy jeno uczyniliby użytek. Niech raczej pozostaną przy mniemaniu, że jestem niezrozumiały dla nich którzy nigdy zmierzyć nie zdołają mej wysokości!
W tej chwili zjawił się pasterz. Był pogodny, jak ten, który pełni w pokoju obowiązki swoje.
— Jak się zwiesz, pasterzu? — spytał Mistrz.
— Zwą mnie Dahniya! — odparł.
— Dokąd idziesz?
— Do domu, do żony i dzieci.
— Wydajesz się szczęśliwym.
— Gotuję ryż, doję krowy, żyję z rodziną nad brzegiem rzeki, dom mój ma dobry dach, ogień nie wygasa, przeto deszcz niebiański padać może, jeśli ma ochotę! — powiedział Dahniya.
— Jestem wolny od gniewu i uporu, — rzekł