Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mówił długo jeszcze, udzielając Adżatasatru najzgubniejszych rad. Książę słuchał i umyślił zabić ojca.
Dniami i nocami snuł się teraz po pałacu, czyhając na sposobność zadania śmiertelnego ciosu. Nie uszło to baczności straży. Zdziwieni ciągiem wałęsaniem się księcia pod komnatą Vimbasary powiedzieli królowi:
— Panie! Od niejakiego czasu syn twój, Adżatasatru zachowuje się dziwnie, jakby miał złe zamiary.
— Milczcie! — rozkazał król. — Syn mój jest zbyt szlachetny, by miał snuć nikczemne myśli.
— Powinieneś, panie, strzec się i pomówić szczerze z synem.
— Milczcie! — powtórzył. — Nie obwiniajcie lekkomyślnie księcia!
Strażnicy pilnowali dalej bacznie, gdy zaś po dniach kilku znowu ostrzegli króla, wezwał tenże syna, by ich przekonać dowodnie o pomyłce.
Adżatasatru stanął przed ojcem, drżąc ze strachu.
— Czegóż chcesz ode mnie, panie? — spytał.
— Synu mój! — powiedział Vimhasara. — Strażnicy moi twierdzą, że od czasu pewnego snu-