Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

napełnione zostaną niebiosy, a opustoszeje kraina szatana. Ty sam, Maro, wodzu bez wojsk, królu bez poddanych, nie będziesz wiedział dokąd się schronić.
Wielki niepokój ogarnął Marę, a gdy zasnął, zbudziły go straszliwe zjawy. Przywołał tedy służbę swą i wojowników, którzy się przerazili, spojrzawszy nań, a syn jego Sarthavaha spytał:
— Czemuż jesteś, ojcze, tak smutny i blady? Czemu serce bije ci tak mocno i drżą członki? Co zobaczyłeś i usłyszałeś, mów!
— O synu mój, — zawołał. — Smutne nastały czasy. Głos jakiś wychodzący ze światłości rzekł mi, iż syn Sakjów zasiadł pod drzewem świadomości. Miałem sen okropny. Mieszkanie moje napełniło się czarną kurzawą, w ogrodach pospadały liście, kwiaty i owoce, wyschły stawy, a łabędziom i pawiom obcięto skrzydła. Byłem sam pośród tych ofiar niedoli, gdyż opuściliście mnie wszyscy. Zona moja biła głową i wyrywała włosy sobie, jakby ją trapiły wyrzuty sumienia, córki krzyczały z bólu, a wy, synowie moi, biliście pokłony człowiekowi pod drzewem siedzącemu. Chciałem walczyć z nieprzyjacielem, napróżno jednak dobywałem miecza z pochwy. Wszyscy poddani uciekli w popłochu, otoczyły mnie niezmierne