Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że dziś jestem dla matki mojej i czem ona dla mnie? Śpiące na jednej gałęzi ptaki rozpraszają się w świecie, obłoki, skupione powiewem wiatru, powiew drugi rozpędza. Nie mogę żyć dłużej w tym świecie, który jest mi snem tylko. Trzeba się nam rozłączyć, Czandako! Powiedz ludowi Kapilavastu, by mi nie czynił wyrzutów i by mnie przestał kochać, a dodaj, że wrócę niedługo, jako zwycięzca starości i śmierci, o ile nie padnę pod brzemieniem zadania i nędznie nie zginę.
Kantaka polizał mu stopy, bohater zaś upieścił konia i rzekł mu, jak przyjacielowi:
— Nie płacz. Dałeś dowód szlachetności. Bądź cierpliwy, bowiem i twoja niedola uzyska nagrodę.
Potem wziął z ręki Czandaki miecz o złotej głowicy, osypanej klejnotami, i jednem cięciem ostrego brzeszczotu obciął sobie włosy. Rzucił je w powietrze, a one zabłysły, jak promienie nowej gwiazdy. Chwycili je bogowie i cześć im oddali.
Ale bohater miał dotąd na sobie suknię drogocenną, a pragnął odzieży prostej, przystojnej pustelnikowi. I oto zjawił się nagle myśliwy w ubraniu z riidawej, szorstkiej tkaniny, a Sidharta rzekł mu:
— Odzież twa, podobna odzieży pokój miłujących ascetów, i łuk w twej dłoni stanowią