Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
57
KUMA TROSKA

— Jadą, jadą! — zawołał, uderzając w dłonie a potem pochwycił w pół matkę i począł z nią tańczyć na środku drogi.
Matka patrzała na niego wielkiemi, strwożonemi oczyma, jakby chciała mówić: „Jakież to nowe wymyśliłeś szaleństwo?“ On jednak nie chciał jej puścić i dopiero kiedy bliźnięta w różowych perkalikowych sukienkach z ciemnemi krótkiemi warkoczykami przybiegły z ogrodu, zabrał się do nich, wziął je na ręce, wsadził sobie na ramiona i chciał wreszcie przez rów przerzucić, tak że dopiero matka usilnem swem błaganiem wymogła, że dał spokój biedactwom.
— Tak, dzieciaki — wołał — teraz cieszcie się i tańczcie, teraz skończyła się nasza bieda — na przyszłą wiosnę będziemy mierzyć pieniądze na korce.
Matka popatrzała nań z boku, ale nic nie odrzekła.
Potwór zbliżał się coraz to więcej. Pawełek stał nieporuszony, cały zatopiony w przyglądaniu się. Następnie popatrzał w oczy matce, na której twarzy widoczna odźwierciedliła się troska i napadła go jakaś nieujęta obawa, jak gdyby na tym czarnym rydwanie wjeżdżał w dom sam szatan; potem jednak pomyślał sobie, jak szybko spełniło się jego życzenie i postanowił czarnego gościa przyjąć z ufnością.
Tymczasem parobcy i dziewki powybiegali już ze stajni i kuchni. Cała ludność folwarczku stała