Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
39
KUMA TROSKA

— A gdzież ta kula szklana? gdzie kompas? — nacierał. Brała go w tej chwili serdeczna ochota do płaczu. Wszystko to wyobrażał był sobie tysiąc razy piękniejszem; gdyby go zawód spotkał tylko co do kul szklanych i kompasu, nie dziwby jeszcze było. Ale wszystko, wszystko!…
W tej chwili dwa czarne, jak kruk neufundlandy, z głuchem naszczekiwaniem przybiegły do nich. Schronił się za suknię matki i począł krzyczeć.
— Karo! Neron! — zawołał cienki głosik dziecięcy z drzwi domu i oba potwory popędziły natychmiast, wydając radosne skomlenie w stronę, zkąd głos pochodził.
Mała dziewczynka, mniejsza jeszcze niż Pawełek, w różowej sukience w kwiatki, przewiązanej czemś w rodzaju szkockiej szarfy, ukazała się na tarasie. Miała długie, jasnoblond loki, które przytrzymywał grzebień kolisty, i drobny delikatny nosek, nieco w górę podniesiony.
— Czy pani chce mówić z mamą? — spytała delikatnym, miękim głosikiem i uśmiechnęła się przytem przyjaźnie.
— Czy tobie na imię Elżbieta, moje dziecko? — spytała matka w odpowiedzi. — Tak, na imię mi Elżbieta.
Matka zrobiła taki ruch, jakby chciała nieznane dziecko przycisnąć do serca, ale zapanowała nad wzruszeniem i rzekła tylko: