Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
18
KUMA TROSKA.

się na nędzę, w której tu tkwić musi i mówił do siebie głośno o różnego rodzaju wielkich planach, które zamierza przeprowadzić i przeprowadziłby najniezawodniej, gdyby mu to, lub owo nie stanęło było na przeszkodzie i gdyby nie to, że ziemia i niebo sprzysięgły się na jego zgubę. Potem podchodził do okna i pięścią groził coś białemu dworowi, co zdala poglądał w ich okna tak jakoś przyjaźnie.
— Tak, ten dwór biały!
Ojciec mu wymyślał, marszczył zawsze brwi, ilekroć wzrok jego pobiegł w tym kierunku a on tak go lubił, jak gdyby jakaś cząstka duszy jego w nim pozostała. Czemu? Sam tego nie wiedział. Może dla tego tylko, że matka tak go lubiła bardzo. I ona również często stawała u okna i poglądała na ten dwór biały, ale ona brwi nie marszczyła wówczas, o, nie! — twarz jej łagodniała wtedy właśnie, smutniała nieco a z jej oczu padały promienie takiej tęsknoty rzewnej, że jemu, który nieraz stał obok matki, gorący dreszcz przebiegał po plecach.
Bo i jego maleńkie serduszko taż sama przepełniała tęsknota. Toć ten dom jak długo mógł zapamiętać tylko, był dlań wcieleniem wszystkiego co piękne i wspaniałe! Wszakże ilekroć przymknął powieki, stawał mu przed oczyma, ba, nawet we snach dziecka zabierał poczestne miejsce!
— Czy byłaś ty kiedy, mateczko, w tym białym domu? — spytał pewnego dnia matkę, kiedy