Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   275   —

naradawiając nas, pracujecie dla kogo innego. Ale powtarzam jeszcze raz, że to tylko głupia mrzonka, że chwila wyrzeczenia się nigdy nie przyjdzie, i że jeślim o niej mówił, to tylko dlatego, by odpowiedzieć na te rzeczy, któreś mi pan podsuwał.
Na tem skończyła się rozmowa. Oni jeszcze w wyższym stopniu, niż my, nie znoszą niemiłej prawdy, więc mój dygnitarz zmienił się w karafkę zmrożonej wody i na pożegnanie rzekł mi tylko: »No, wy zbyt otwarty, młody człowiek, ale dziękuję za dziecko«. — W pół godziny później byłem w domu.
— Domyślam się, co się następnie stało, rzekł Groński.
— Tak. Ponieważ naparstek był wyjęty, więc tego samego wieczora dostałem polecenie, bym wyjechał jutrzejszym pierwszym pociągiem.
— Bądź pan rad, że się na tem skończyło.
— To też jestem rad. Posiedzę parę dni w Warszawie, zobaczę rejenta, będę na koncercie panny Zbyłtowskiej. Owszem! owszem.
Tu zwrócił się do Krzyckiego:
— A jak się ma pańska matka i pańska narzeczona?