Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   201   —

się za skromny majątek, w Polsce jest wielką zamożnością.
I wśród takich rozmyślań zadzwoniła do panny Anney.
Wizyta odbyła się tak, jak należało się spodziewać. Pani Krzycka była poczciwa, wdzięczna, macierzyńska i w chwili, w której w serdecznych słowach oddawała życie i szczęście syna w ręce panny Anney, »swojej drogiej córki« — w miarę patetyczna. Panna Anney była także w miarę patetyczna i także serdeczna, a przytem prosta, cicha, skupiona w sobie i zachowująca się jakby z pewną ostrożnością, pomimo, iż o przeszłości nie było wcale mowy. Pani Krzyckiej zostało nawet wrażenie, że tej »rezerwy« było o włos za dużo. Rozumiała doskonale, że byłoby nietaktem ze strony panny Anney okazywać zbyt wiele entuzyazmu i przyznawała jej zupełną słuszność — a jednak wyniosła na dnie serca jakby trochę zawodu, gdyż z drugiej strony, taiło się w niej przekonanie, że kobieta, która dostaje »Władka«, i będzie nosić jego nazwisko, byłaby usprawiedliwiona, choćby oszalała z radości.
Wróciwszy do hotelu, nie przyznała się jednak do tego wrażenia synowi, lecz poczęła ob-