Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   121   —

— To też ja wierzę w duszki, w nimfy, w dryady i w aniołów — odrzekł Groński.
— Naprawdę? — spytała. — Bo pan mówi zawsze ze mną jak z dzieckiem.
A on odpowiedział jej tylko w myśli:
— Mówię jak z dzieckiem, ale uwielbionem.
Lecz dalszą rozmowę przerwał służący, który oznajmił Krzyckiemu, że przyjechał ekonom z Rzęślewa i że w pilnej sprawie chce się widzieć z »jaśnie paniczem«. Krzycki przeprosił towarzystwo i ze zwykłemi u wiejskich gospodarzy słowami: »Cóż tam znowu?« wyszedł z pokoju. Ale ponieważ wieczerza była prawie skończona, więc niebawem ruszyli się wszyscy za przykładem pani domu, która jednak przez chwilę napróżno usiłowała się podnieść, albowiem od dwóch dni reumatyzm dokuczał jej coraz mocniej. Podobne ataki zdarzały się często i w takich razach syn przeprowadzał ją zwykle z pokoju do pokoju. Tym razem przyszła jej w pomoc siedząca najbliżej panna Anney — i, otoczywszy ją ramieniem, podniosła ją lekko, zręcznie i bez żadnego wysilenia.
— Dziękuję pani, dziękuję — odrzekła pani Krzycka — bo inaczej musiałabym chyba cze-