Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/451

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przewodnikiem, że jest istotą, której najmocniej i najserdeczniej chodzi o dziecko.
Wmawiać w czytelników, że istnieje mniemanie, jakoby matka była zawsze nieomylną — jest to tworzyć sztuczne, nie istniejące w rzeczywistości przesądy dlatego tylko, by było o czem pisać. Na koniec pisać o tem, że rozumna matka więcej jest warta niż głupia matka, jest to rozprawiać niepotrzebnie o czemś, co wszyscy dobrze wiedzą. Dla tych powodów szkoda, że rozdziału I i II nie zaliczyła autorka do kwestyj, które zamierzała pominąć. Mogą one źle uprzedzić o całej książce, tem bardziej, że znajdują się w nich sprzeczności.
I tak na str. 10 rozdziału I twierdzi autorka, że pedagogika oparła się na niewzruszonych podstawach, w końcu rozdziału, że nie należy ona do nauk ścisłych, a na str. 15, że pedagogika stoi dzisiaj na szczeblu, na jakim stała medycyna przed kilkoma wiekami. Należy pisać i jaśniej i ściślej, zwłaszcza gdy się zastrzega, że nie pisze się dla ludzi nauki, ale dla ogółu nie wtajemniczonego w różnice między naukami ścisłemi a nieścisłemi. Przeciw owej niewzruszoności podstaw oświadcza się wreszcie autorka jeszcze i na str. 25, twierdząc, że „nie można stosować bezwzględnie żadnego systemu, choćby ten wydał gdzie indziej najlepsze owoce, bo to, co przydatne dla jednych, dla drugich może być zupełnie nieprzydatne“.
Częstokroć w książce tej znajdują się zarzuty nadzwyczaj przesadzone, oklepane i przestarzałe. Do takich należy uogólniony zarzut, że „rodzice starają