Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja wiem — mówił — czemu tobie obraza, czemu ty mi odporna! Dla innego chowasz swój wstyd dziewiczy — ale nic z tego, jakom żyw, jakom kozak! Szlachcic hołota! oczajdusza Lach nieszczery! Na pohybelże jemu! Ledwie spojrzał, ledwie w tańcu zakręcił, i całą wziął, a ty kozacze cierp, łbem tłucz! Ale ja jego dostanę i ze skóry każę go obedrzeć, ćwiekami nabić. Wiedz ty, że idzie Chmielnicki na Lachów, a ja idę z nim — i twego hołubka odnajdę, choćby pod ziemią, a jak wrócę, to ci wrażą jego głowę na gościniec pod nogi kinę.
Helena nie słyszała ostatnich słów atamana. Ból, gniew, rany, wzruszenie, przestrach, zbawiły ją sił — i słabość niezmierna rozeszła się po wszystkich jej członkach, oczy i myśli jej zgasły — i padła zemdlona.
Watażka stał czas jakiś blady z gniewu, z pianą na ustach — wtem dostrzegł tę martwą głowę zwieszoną w tył bezwładnie i z ust jego wyrwał się ryk prawie nieludzki.
— Wże po nej! Horpyna! Horpyna! Horpyna!
I na ziemię runął.
Olbrzymka wpadła co duchu do świetlicy.
— Szczo z toboju?
— Ratuj! ratuj! — wołał Bohun. — Zabił ja ją — duszu moju, świtło moje.
— Szczo ty zduriw?
— Zabił, zabił! — jęczał watażka i ręce nad głową łamał.
Ale Horpyna, zbliżywszy się do kniaziówny, wnet poznała, że to nie śmierć, jeno omdlenie ciężkie i wyprawiwszy za drzwi Bohuna, zaczęła ją ratować.
Kniaziówna otworzyła po chwili oczy.