Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

udająca, że się na niczem nie poznaje. Mnie zaś serce biło jakby żakowi, i, gdy konie nasze zrównały się, zły byłem na siebie, bo nie wiedziałem, co mówić. Ale, prawdę rzekłszy, jechał między nami albo raczej leżał nad nami ktoś trzeci, jakby anioł, a była to miłość. I zaraz takie słodkie a mocne chęci poczęły iść z nas ku sobie, żem się przez siłę jakąś niewidzialną party pochylił ku Liljan, niby poprawienia czegoś w grzywie jej konia, a tymczasem usta przycisnąłem do ręki jej, opartej na kuli od siodła. Szczęście jakieś nieznane i niewypowiedziane, większe i mocniejsze od wszystkich rozkoszy, jakich doznałem w życiu, rozeszło się po kościach moich. Potem tę małą dłoń przycisnąłem do serca i począłem mówić do Liljan, że gdyby mi Bóg darował właśnie wszystkie królestwa na ziemi i wszystkie skarby na świecie, to jużbym nie oddał za nic jednego zwitka jej włosów, bo mnie zabrała z duszą i ciałem na zawsze.
— Liljan! Liljan! — mówiłem dalej — nie opuszczę cię nigdy i pójdę za tobą przez góry i pustynię, i stopy twoje będę całował, i modlił się do ciebie, tylko mnie kochaj trochę, tylko mi powiedz, że coś znaczę w twojem sercu.
A tak mówiąc, myślałem, że mi się pierś rozpęknie, gdy zaś ona, w pomieszaniu najwyższem, poczęła powtarzać:
— O Ralf! ty wiesz dobrze! ty wiesz wszystko!
To właśnie nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać, czy uciekać, czy zostać, i, jak dziś zbawie-