Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

den czeski zawiązany w chuście. Chciała żydowi dać go zaraz, ale on odpowiedział:
— Czeski? I czeskiego na ziemi nie znajdzie, i to pieniądz! cy! cy!
To rzekłszy, zaciął konia i pojechał dalej. Na świecie stawało się coraz goręcej i pot lał się strumieniem z Rzepowej, ale zbierała nogi, jak mogła, i w godzinę później wchodziła już do Osłowic.
Kto zna jak należy geografję, ten wie, że wjeżdżając od strony Baraniej Głowy do Osłowic, trzeba przejeżdżać koło kościoła po-reformackiego, w którym dawniej była Matka Boska cudowna, a około którego jeszcze dziś, co niedziela, siedzi cała ulica dziadów wrzeszczących wniebogłosy. Teraz, że to był dzień powszedni, siedział więc pod parkanem tylko jeden dziad, ale zato wyciągał z pod łachmanów gołą nogę bez palców i, trzymając w ręku wierzch pudełka od szuwaksu, śpiewał:

„Święta, niebieska
Pani anielska“

Ujrzawszy kogo przechodzącego, przestawał śpiewać, ale wysuwając jeszcze dalej nogę, poczynał krzyczeć, jakby go kto ze skóry obdzierał.
— Miłosierne osoby! Biedna kaleka litości błaga! Niech wam Pan Bóg miłosierny da wszystko dobre na ziemi!
Ujrzawszy go Rzepowa, odwiązała z chusty swego czeskiego i, zbliżywszy się, rzekła:
— Mata pięć groszy?
Chciała mu dać tylko grosz, ale dziad, poczuwszy