Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak nazwane dla swojej niechlujności etc.“, a którym natura bezwarunkowo odmówiła rogów, co może także służyć za dowód jej celowości. Otóż więźniowie siedzieli w komórkach tylko w takiem towarzystwie, co, jak wiadomo, nie mogło im przeszkadzać w oddawaniu się refleksji, rozmyślaniom nad złem popełnionem i przedsiębraniu poprawy życia.
Stójka tedy udał się bezzwłocznie do owego celkowego więzienia i z celek jego przyprowadził przed oblicze sądu, nie dwóch, ale wyraźnie dwoje przestępców, z czego czytelnik może wnieść łatwo, jak delikatnej natury i jak głęboko psychologicznie zawikłane sprawy przychodziło czasem baraniogłowskiemu sądowi rozstrzygać. Jakoż istotnie, sprawa była arcydelikatna. Pewien Romeo, inaczej zwany Wach Rechnio i pewna Julja, inaczej zwana Baśka Żabianka, służyli razem u pewnego gospodarza: on za parobka, ona za dziewkę. I co tu ukrywać, kochali się, nie mogąc żyć bez siebie, tak jak Newazendech bez Bezewendecha. Wkrótce jednak zazdrość wkradła się między Romea i Julję, ponieważ ta ostatnia ujrzała raz Romea, zabawiającego się przydługo z Jagną ze dworu. Odtąd nieszczęśliwa Julja czekała tylko okazji. Jakoż pewnego dnia, gdy Romeo, wedle zapatrywania się Julji, za wcześnie przyszedł z pola i natarczywie domagał się jeść, przyszło do wybuchu i zobopólnych wyjaśnień, przyczem zamieniono wzajemnie kilka tuzinów uderzeń pięścią i warząchwią. Oczywiście ślady tych uderzeń widne były w sińcach na idealnej twarzy Julji, również jak i na rozciętem czole pełnego męskiej dumy oblicza Romea. Sądowi pozostawało teraz