Strona:Henryk Sienkiewicz-Na jasnym brzegu.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dali w hotelu. Wysłali go doktorzy do Nizzy na świeże powietrze, a Promenade des Anglais cuchnie, jak krakowskie podwórko. Dalibóg, cuchnie! siostrzeniec jego, Zygmunt, może zaświadczyć.
Ale Zygmuntowi oczy wyłaziły z głowy do ramion pani Elzen i nie słyszał, co się mówi.
— Przenieś się radca do Bordyghiery — rzekł Swirski — brud włoski jest przynajmniej artystyczny, a francuski — plugawy.
— A pan jednak mieszka w Nizzy?
— Bo po tamtej stronie Ventimilii nie znalazłbym pracowni. Zresztą ja, jeśli się przeniosę, to raczej w stronę przeciwną — do Antibes.
To powiedziawszy, spojrzał na panią Elzenową, która uśmiechnęła się kącikami ust i spuściła oczy.
Po chwili zaś, pragnąc widocznie naprowadzić rozmowę na tory artystyczne,