Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pasano mu lucernę, kradziono pszczoły, a i w mieście doznawał tysiąca najrozmaitszych przykrości. Czy się tem gryzł, czy nie, trudno powiedzieć, to tylko pewna, że im więcej doznawał przeszkód, tem większe i wytrwalsze rozwijał siły oporu.
„Ja sobie dam radę (pisał do przyjaciela). Przewidywałem, kupując Mżynek, ile trudności będę miał do zwalczenia. A no, jednak burzy się we mnie krew i wyczerpuje cierpliwość. Zbyt mi w drogę włażą i mogą zapłacić za to drożej, niż myślą. Nietyle jednak boli mnie samo prześladowanie, ile nikczemność, która leży na dnie tego wszystkiego. Toczy się skryta walka w ciemnościach, ale ja wyrwę ją na światło dzienne. Nie upadam jednak na duchu. Myśl, że wśród ciemnoty i głupstwa, jakie mnie otacza, mam i ja skrzydlatego sprzymierzeńca, niby anioła opiekuńczego — myśl ta dodaje mi sił, ale i łagodzi mnie. Chcę mówić o Lucy. Nie mów ty mi w swych listach o niej z przekąsem, ani odzywaj się mi półsłówkami. Kocham ją i ufam jej. Stosunki nasze stały się takie, że uważam sobie za obo-