Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na bagnetach wiązki palącej się słomy. Krwawe światło oświecało drogę i poblizkie drzewa, ale wyszło ono tylko na naszą korzyść, wiedzieliśmy bowiem, jak strzelać. „W oficera! w oficera!” — zaczęli wołać nasi żołnierze; jakoż przy blasku palącej się słomy ujrzeliśmy wysoką, dumną postać w szpiczastym hełmie, ze złotemi binoklami na oczach, stojącą zuchwale na wozie i wydającą rozkazy. Płomienie oświecały ją od stóp do głowy. „W oficera!” — powtórzyły głosy. Kule zawarczały, z wiązek posypały się iskry i płonące źdźbła, ale oficer pozostał nietknięty. Wówczas podbiegł ku nam sam Mirza.
— W oficera! — krzyknął i wyrwawszy Wolakowi karabin, przyłożył go do twarzy. Strzał buchnął, młody oficer zachwiał się, przechylił w tył i padł głową w dogorywającą wiązkę słomy.
Tymczasem słoma między prusakami zgasła, salwy stawały się słabsze, rzadsze. Bronili się jeszcze, ale bez nadziei, a tu ogień z naszej strony ożywiał się coraz bardziej, zwierzęce okrzyki żołnierzy stawały się coraz przerażliwszemi.