Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko to czyniło ich podobniejszemi do rozbójników niż do żołnierzy. Zresztą, doznaliśmy niezbyt uprzejmego przyjęcia. Gdy patrol prowadził nas przez majdan, tu i owdzie z jam i z pod korzeni wychylały się zbójeckie głowy, a ochrypłe głosy pytały:
— Hej! a kogo to tam prowadzą?
— To franty z bulwarów.
— Sam tu, młody skowronku! — wołał na Marxa jakiś drab — ojczyzna potrzebuje cię pieczonego.
— Głupiś — odparł inny, spoglądając na gołowąsą twarz mego towarzysza, to nie skowronek, to przebrana dziewczyna. Czy nie widzisz, jak palce podnosi, idąc?
— Ażeby dyabeł powykręcał twoje palce. Pomór na ciebie! Jeśli to dziewczyna, to tem lepiej. Bodajeś połknął kulę.
— To tak, miła gąsko? Kazał ci się lis kłaniać.
Marx pokazał im pięść, ja zaś szukałem oczyma naokoło Mirzy, ale nie mogłem go znaleźć. Myślałem, że trzeba nam będzie wziąć się do La Rochenoira. Tym-