Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i spokój uśpionego ogrodu, a tam blaski krwawe, w dali bitwa, pożar i wrzawa, podobna do szumu morza.
Byłem tak przyzwyczajony do ciągłego czajenia się od czasu wyjazdu z Paryża, że i teraz mimowoli szedłem, jakbym się zbliżał pod pruską placówkę.
Nagle ujrzałem Mirzę i stanąłem, jak wryty.
Na ławce, w cieniu krzewów, siedziała panna La Grange, a przed nią klęczał Mirza i pokrywał pocałunkami jej ręce.
Świeciły im księżyc i łuna.
— Jedyna moja, jedyna moja! — szeptał namiętnie Mirza.
— Czy mi przebaczasz? — dodał po chwili.
Szmer jego słów i pocałunków zagłuszały coraz bliższe strzały rotowe.
Usłyszałem jednak jeszcze oderwany frazes.
— Umyślnie tu przybyłem...
W ogrodzie stawało się coraz czerwieniej. Światło księżyca bladło i mdlało, ale kochankowie zdawali się nie słyszeć i nie widzieć nic.