Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Była może godzina druga po północy, gdy wreszcie las począł rzednieć, i nakoniec znaleźliśmy się w wąwozie, którego boki pokryte były żywopłotem. Mathieu opowiadał nam, że las, z któregośmy wyszli, nie był wielki, ale drożyna nasza okrążała go niedaleko od brzegów, prawie zupełnie naokoło, robiliśmy więc drogę napróżno.
Zaledwie pierwszy blask robił się na świecie, gdy zdaleka, doszło uszu naszych pianie kogutów, a wkrótce wśród mgły oświeconej blademi promieniami świtu, ujrzeliśmy dachy domów i wieżę kościelną miasteczka, zajętego przez francuzów. Głośne „Qui vive?” żołnierza, stojącego na placówce, wstrzymało nasz pochód. Musieliśmy jeszcze czekać, póki nie nadszedł patrol, opatrujący warty, potem patrol ten zabrał nas ze sobą, i w taki sposób przybyliśmy na miejsce.
Zdziwiło nas trochę, że pomimo oznajmienia naszego, iż mamy depesze z Paryża od dyktatora, nie rozbudzono natychmiast pana generała, którego kwatera znajdowała się w merostwie. Dano nam