Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drogę, z podniesioną do góry głową, patrzał, jak w tęczę, w statek, krzycząc po niemiecku:
— Mamy was! mamy was!
— Trzymaj! — odpowiadał mu, śmiejąc się, Selim.
Tymczasem wpłynęliśmy na łąkę, porosłą kępkami szuwarów i widocznie trochę bagnistą, konie bowiem ułanów poczęły więznąć i padać, blizko połowa została już za nami i wkrótce też zatrzymała konie, oficer jednak i dwudziestu innych ludzi dotrzymywali nam w biegu doskonale.
— Co za dzielne konie! — rzekłem do Selima.
— Można by już strzelać — rzekł.
Istotnie, nie byliśmy wyżej, niż na dwieście kroków nad ziemią, ale strzelać było trudno z powodu kołysania się łódki, która chwilami przybierała prawie poziome położenie.
— Czy nie możesz pan sprawić, żeby ta dyabelska łódka nie tańczyła, jak baletniczka? — krzyczał podniesionym głosem Selim, jak gdyby pan Vaucourt był głuchy.