Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlaczego on to uczynił? dlaczego to uczynił? — pytał gorączkowo.
— Dla dobra ogółu. Ale co panu jest?
— Nic! nic!
Złotopolski zamilkł nagle i sposępniał, jak noc. Zagadka, której nie chciała mu rozwiązać Fanny, leżała teraz jasno przed jego oczyma.
Ale jasność owa daleką była od radości: czemże on był przy Iwaszkiewiczu?
Nagle w bramie fabrycznej odezwał się dzwonek.
— Dyrektor! — zawołał rudy inżynier. — Teraz ustępuję panom.
Jakoż po chwili w ciemnym mroku bramy fabrycznej zarysowała się wysoka, spokojna postać Iwaszkiewicza.
Złotopolski szybko zbliżył się ku niemu.
— Panie! — rzekł smutnym, poważnym głosem — nie znałem pana, ale przed chwilą poznałem i... teraz rozumiem Fanny... i ustępuję!...
Zanim Iwaszkiewicz zdołał ochłonąć ze zdziwienia, Złotopolskiego już nie było.