Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zasób słów i zakończył nagle propozycją wzniesienia okrzyku ku czci amfitrjona i jego nadobnej córki, panny Ranghildy.
Wszyscy wstali i trącili się, poczem nastrój zapanował swobodniejszy, gdy zaś wniesiono na deser olbrzymi, płonący niebieskim ogniem rumu plumpudding, zapanowało radosne ożywienie.
Teraz wybiła atoli zła godzina dla weterynarza Aggerbölle. Pudding był jego ulubionym przysmakiem, przytem gęściej krążyły już karafki z mocnemi winami deserowemi. Na nieszczęście siedział w dodatku naprzeciw tłustego jak wieprzek obszarnika, który ni na chwilę nie zmieniając ponurej miny, zażerał się jak tasiemiec wszystkiemi najlepSzemi smakołykami. Aggerbölle musiał się formalnie odwracać, by nie ulec pokusie. Teraz niepodobieństwem się to jednak stało. Rzucił żonie rozpaczliwie błagalne spojrzenie, ukroił półtorafuntowy kawał puddingu i wychylił dwie po brzegi nalane szklanki sherry, by się odrazu pozbyć wszelkich wyrzutów sumienia.
Wokół stołu rozebrzmiały teraz wesołe śmiechy i głośna rozmowa. Tylko chłopi milczeli dalej. Jeden z nich, malutki, zdziecinniały już, a rumiany staruszek dziobał przez cały czas zagadkowe potrawy widelcem, bojąc się wziąć coś w usta, jakby to były zdechłe szczury, a win kosztował, niby lekarstwa. Wreszcie szepnął sąsiadowi, który patrzył bezsilnie na płonący jeszcze na talerzu pudding:
— Szkoda, że nie mamy tu placka jabłczanego roboty mojej starej. Ta djabelska, paląca się rzecz, nie strawna jest chyba dla chłopskiego żołądka:
Emanuelowi dostało się miejsce pośrodku długiej strony stołu. Przez ciąg uczty niewiele wyrzekł