Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/458

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pram, pastor Magensen i świta ich poczynają sobie zbyt gwałtownie? Wydają mi się uciekinierami z więzienia, którzy z radości, iż są wolni, zachowują się niby ludożercy. Odarli postać Chrystusa z całej boskości, a ponadto uczynili ze Zbawiciela zbuntowanego syna cieśli, socjalistę, obarczonego halucynacjami i wszelakiemi słabostkami ludzkiemi. Dokonuje się masowego mordu wszystkiego co piękne w chrześcijaństwie, rzucając nawet niewinne, małe aniołki w grób „urojeń fantazji.“ Wszystko jest wiedzą, powiedział djabeł i zgasił świece ołtarza wiatrem własnym. Pojmuję, że taka masakra miłą być może bezbożnikom i jawnym ateuszom, natomiast nie rozumiem, czemu to czynią chrześcijanie i gorliwi wyznawcy, redukujący wszystko do szkieletu historycznego, stwarzający z wiary rodzaj straszydła...
Emanuela zainteresowało po chwili, to co mówił pastor Petersen, bowiem kwestje owe nurtowały i jego samego. To też wbrew postanowieniu nierozmawiania z nim serjo, ozwał się mimowoli:
— I mnie, Bogu dzięki, otwarły się oczy na zamęt jaki powstaje, gdy się mierzy ziemskim łokciem rzeczy, istniejące jeno dla oczu duszy. Dlatego nie rozumiem sporu o wiarogodność opowieści biblijnych. Nawet to, co wiemy o męce Chrystusa Pana, nie jest dla nas ważne, przezto że jest stwierdzonym faktem. Podobnie też nie obawa kar wieczystych normuje nasz stosunek do Boga, ale świadomość pełnienia świętej jego woli. Dziwi mnie twierdzenie powszechne, że życie inne zaczyna się dopiero po śmierci, bo przecież poczucie patrzenia w oblicze Pana i pewność jego obecności daje już w tem życiu ziemskiem prawdziwym dzieciom Boga