Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/440

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o mamie... i o dawnym domu naszym... Widziałam mamę najwyraźniej, ciociu! Widziałam nawet jej czarny pieprzyk na policzku... wiesz? Śniła mi się też babcia. Darowała mi obwarzanek lukrowany. Jak myślisz, ciociu, czy mama wnet wróci z podróży?
Pani Betty zaniepokoiła się. Patrzyła w dobroduszne oczy dziecka, nie wiedząc co mówić.
— Powiedz mi, Sigrid, — rzekła — czy śnisz często o mamie?
Sigrid obracała chwilę w zakłopotaniu kłębek na kolanach ciotki.
— Doprawdy, nie wiem! — odparła tonem nibyto obojętnym, w którym jednak wyczuć było można, że nie mówi prawdy.
Pani Betty wahała się przez chwilę, potem pogładziła liczko dziecka i powiedziała:
— Bądź jeno cierpliwa, Sigrid, a mama wróci niedługo.
— Niedługo? — spytała szeroko otwierając oczy.
— Tak mi się wydaje... Ale teraz idź i przyprowadź Dagny. Słyszę jej głos w podwórzu.
— Dagny wyszła na podwórze? — wrzasła Sigrid jak zawsze porywczo, jakby w jednej chwili zagasło w niej wspomnienie matki — Zaraz zobaczymy!
Wichrem wybiegła z ogrodu.
Pani Betty patrzyła za nią zdumiona, potem zaś wstrząsnęła głową. Nie mogła zrozumieć tego dziecka i niemal żałowała teraz, że powiedziała coś, na co nie miała upoważnienia. Należało jednak jakoś przysposobić dzieci na powrót matki, w co sama nie wątpiła teraz. Emanuel nie mówił o tem, coprawda wprost, ale po różnych szczegółach zmiarko-