Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/435

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy miał zacząć, nastała zupełna cisza. Spojrzenia zawisły na ustach jego, on zaś stał z uśmiechem boleściwym na bladej, chrystusowatej twarzy swej i dusił w chudych dłoniach chustkę.
— Nie bez wahania — powiedział — pozwoliłem sobie zabrać głos w tak zacnem kole, do którego się już właściwie nie zaliczam. Odczuwam atoli niezbędną potrzebę wyrażenia radości z powodu tego, co usłyszałem. Przytem z przedziwnem uczuciem ulgi patrzę na usuwanie w czasach naszych z drogiej mi niegdyś ścieżki Kościoła niejednego z wielu kamieni, o które potykali się tyle razy ludzie wierzący. Mnie samemu dogmat objawienia był fatalną zaporą, to też z niewysłowioną wdzięcznością dziękuję Wilhelmowi Pramowi za jego słowa. Nakoniec muszę wyrazić, że osobiście żywię wielką nadzieję w powodzenie owej pracy oczyszczenia, rozpoczętej właśnie, i ufam, że wyniki jej dadzą pokój i szczęście wielu ludziom.
Po tej mowie zatriumfowali znowu stronnicy Prama. Otoczono mówcę, ściskano mu dłoń. Ale dyrektor nie dał za wygranę i zażądał ponownie głosu. Podczas ponownej, zaciekłej dysputy okazało się, że ma więcej, niż się zrazu wydawało zwolenników w tej sali. Przyznali się doń przede wszystkiem długobrodzi nauczyciele wiejscy, dotąd milczący biernie. Pod wrażeniem zuchwałych wystąpień przeciwników, zwłaszcza studentów-chłopów, rozindyczyli się i zaczęli przemawiać. Przez chwilę zdawało się, że krótkie, skromne słowa Boserupa będą hasłem do wielkiej bitwy, nagle atoli myśli wszystkich poszły w odmiennym zgoła kierunku.
Pani Gilling doznawała zawsze trochę strachu, gdy dysputujący podnosili głosy, tem więcej też