Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

długo to samo co tu. Byłbyś niezadowolony z siebie, a więc także z innych i tęskniłbyś za odjazdem...
— Cóż mam tedy uczynić?
— Widzisz, Emanuelu, niema potrzeby grać dłużej z sobą w chowankę, ale należy pomówić serjo i otwarcie... Dobrzeby ci zrobił wyjazd do rodziny na czas niejaki i gdybyś wszedł w dawne otoczenie, tam bowiem tylko odzyskasz spokój i dojdziesz z sobą do porządku. Nie walcz z sobą dłużej, Emanuelu, bo to nic nie warte. Myślę, że dostałbyś miejsce przy jakiejś szkole w Kopenhadze, lub gdzieindziej, tak że wszedłbyś między swoich ludzi, czego ci bardzo, zdaniem mojem, potrzeba.
Spojrzał na nią zdziwiony.
— Jakto, Hansino, — spytał — ty chcesz tego?
— Ja sama! — odrzekła pochylając się nad suknią, której fałdy gładziła dotąd nerwowo — Pragnę tego, co najlepsze dla nas wszystkich...
Dnia następnego udał się Emanuel do powiatowego miasta celem pomówienia z biskupem i wniesienia prośby o zwolnienie z parafji. Biskup był zrazu gniewny, ale widząc, jak jest przygnębiony, zaczął przemawiać łagodniej. Oświadczył Emanuelowi, że widocznie przebywa okres „fermentowania“ i że z tego już powodu winien zaniechać na czas pewien publicznej działalności. Oględnie, ale stanowczo radził mu zwalczać chorobliwą skłonność zatapiania się w sobie, co odziedziczył po matce, obiecał zająć się jego losem i życzył mu, by z bożą pomocą szczęśliwie przetrwał kryzys.
Hansina czekała jego powrotu przez całe poobiedzie, chodząc bez przerwy po alejach ogrodu. Rysy jej, wyostrzone bardziej jeszcze przejściami, miały wyraz niezłomnego postanowienia. Okryta