Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brały się paradnie. Uczyniono to na wyraźne życzenie Emanuela, który chciał „pokazać, że mają ładne odzienie.“ Hansina włożyła na głowę jedwabną, haftowaną perłami czapeczkę i przepasała się czarnym, jedwabnym fartuchem, a Emanuel ujrzawszy to, objął ją oburącz wpół i zawołał:
— Założę się o dziesięć przeciw jednemu, że w całem państwie duńskiem niema piękniejszej pastorowej.
Gdy nadeszła czwarta, poszedł sam do stajni, zaprzęgać konie. Trzymał właśnie w rękach uździenicę, gdy wpadła Sigrid zadyszana, z oczyma wyszłemi od zdziwienia z orbit, nie mogąc przemówić słowa.
— Ojcze! — zawołała — Przyszły dwie... dwie... kobiety... panie... ślicznie ubrane i weszły odrazu do świetlicy...
Emanuel zarumienił się. Zaraz wiedział, że przybyła Ranghilda Tönnesen wraz z którąś z pań z domu doktora.
— Czy matka jest? — spytał.
— Jest.
— To dobrze.
Z umysłu nie spieszył się z zaprzęganiem, ale serce mu biło mocno. Myślał o Hansinie. Co powie na te odwiedziny? Jak przyjęła te damy?
Za chwilę nadbiegła pędem Abelona, kłapiąc po kamieniach drewniakami, i wrzasła, przechylając się pół ciałem w otwór klapy stajennych drzwi: Czy jest tu Emanuel? Musi pan zaraz wracać.
— Przybyły dwie damy...
— Na miłość boską! — zawołał niecierpliwie — Ileż razy mam tego słuchać. Sigrid mi już powiedziała.