Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hansinie błysnęło, że w ten sposób tłucze się łóżko chłopca, miotane w jedną i drugą stronę.
— To on! — zawołała — Zapal światło!
Emanuel potarł zapałkę i przy pierwszem zaraz rozbłyśnięciu Hansina dostrzegła ruszające się gwałtownie ręce malca. Wyskoczyła z łóżka, pobiegła do syna, wyjęła mu szybko poduszkę z pod głowy i przycisnęła mu ręce do ciała, które drżało od stóp do głowy.
Emanuel, który zaświecił tymczasem lampkę nocną, nie mógł pojąć, co zaszło. W pierwszej chwili mniemał, że malec nie śpiąc zabawia się w ten sposób. Gdy Hansina wyjęła szpilkę z włosów i wciskać zaczęła zakrzywiony jej koniec gwałtownie w usta dziecka, zawołał przerażony:
— Na miłość boską, co czynisz?! Co mu się stało?
W tej chwili rozjarzył się lepiej knotek lampki i przy jego świetle Emanuel zobaczył, że twarz chłopca jest czerwono-sina, że zęby ma zaciśnięte i pianę na ustach. Nagle przypomniał sobie słowa lekarza, usłyszane przed południem. Uczul zawrót głowy.
— Wszakże to nie... to nie... kurcze, Hansino? — wyjęknął.
Skinęła potwierdzająco głową.
— Trzeba przywieść doktora! — powiedziała po chwili — Chłopiec jest bardzo chory!
— Tak... tak... — jęknął, budząc się z oszołomienia, narzucił spiesznie płaszcz i przeszedłszy omackiem salę, podążył na podwórze, by zbudzić służbę. Ujrzawszy zdala światło w stancyjce Nielsa, zawołał zaraz ze schodów: — Niels! Niels! — a głos ten wśród ciszy nocnej zabrzmiał jak krzyk o ra-