Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



CZĘŚĆ DRUGA.

Przez kilka dni było pogodnie, to znów padał deszcz, a wreszcie w niedzielę, o świcie nadciągnęła od północy gwałtowna burza. Hansina siedziała wieczorem sama w domu, pokładłszy wcześnie dzieci. Emanuel, służba i zwykli goście wieczorni plebanji udali się na wielkie zebranie protestujące do skibberupskiego domu zbornego, dokąd przez całe przedpołudnie zjeżdżali ludzie z całej okolicy. Drogą toczyły się ustawicznie wozy z uczestnikami zebrania, zamieszkałymi poza wsią, a wiele z nich stawało przed plebanją, zostawiając różne osoby, chcące się zobaczyć z Emanuelem, lub wziąć udział w nabożeństwie, w kościele vejlbijskim. Przytem przez czas długi gościli tu dwaj sprowadzeni mówcy parlamentarni, chłopi jutlandzcy z zachodu, a w dodatku przybyła też gromadka studentów sandingskiego uniwersytetu, przynosząc wieści i pozdrowienie od starego, leżącego już przeważnie w łóżku dyrektora. Każdy z przybyłych musiał dostać kawy, albo coś do zjedzenia, to też dnia tego panował na plebanji ruch i rozgwar jak w gospodzie podczas jarmarku.
Hansina cieszyła się na ciche godziny wieczorne po niespokojnym dniu. Rzadko miewała teraz chwile ciszy, a nie czuła się zgoła jak Emanuel u-