Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odpowiada zgoła idei, ziszczonej tak świetnie w sandingskiej szkole. Trzeba było wielkiego lokalu, dużo miejsca, stajen dla koni i szop na wozy przy bywających zdala gości, słowem wspaniała plebanja vejlbijska była jak stworzona umyślnie na taki dom zborny całej gminy, jaki posiąść zamierzał właśnie.
Postanowił tedy usłuchać biskupa, objąć po wyjeździe proboszcza stanowisko administratora parafji i nie mógł się doczekać chwili pomówienia o tem z Hansiną. Odnośnie do narzeczonej pozwolił sobie na złamanie słowa danego biskupowi, toteż serce mu teraz skakało w piersiach, a w głowie roiło się od planów rozmaitych.
Dopiero nocą czołno dotarło do brzegu i z wielkim trudem musieli obaj z Nielsenem przebyć drożynę, wiodącą od małej przystani skibberupskiej, pomiędzy pagórkami do wsi. Pożegnawszy się z towarzyszem, Emanuel podążył do domu teściów. Połyskało mu zdala i wiodło go światło w oknach, a za chwilę objął, zaraz w sieni, kibić Hansiny i natychmiast rozpoczął opowiadać swe przeżycia.
W kilka dni później zamieścił okręgowy organ ludowy następującą notatkę: — Dowiadujemy się z pewnego źródła, że ks. proboszcz Tönnesen, pleban Vejlby i Skibberupu upatrzony jest na stanowisko dyrektora nowego duchownego seminarjum państwowego w Seeborgu pod Kopenhagą. Urzędowa nominacja nastąpi podobno w dniach najbliższych.

Przeniesienie proboszcza Tönnesena musiało być uważane za znaczny awans i sam on też nie tłumaczył tego faktu w inny sposób, mimoto jednak ujrzeli wnim Skibberupacy zwycięstwo swego stron-