Strona:Henryk Ibsen.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się je gdzieś dawniej spotkało, jeżeli nie gdzieindziej, to u samego poety. Ma on szczególne upodobanie w urozmaicaniu jednych i tych samych motywów. Poglębia się coraz bardziej – jestto regułą w jego rozwoju — ale nie tak szybko rozszerza swój horyzont. Jest to umysł więcej głęboki niż rozległy. Nie łatwo mu jest pokonać swoją skłonność do zużytkowania wszystkiego, co widzi i zna. Skłonność tę odnajdujemy jeszcze w ostatniej z prac, w Północnych rycerzach, która jest zapewne oryginalnym utworem, ale połączonym z obfitym rabunkiem. Ibsen, chcąc podać charakterystyczne i ciekawe rysy starożytności, zbierał do swojej sztuki efektowne miejsca z najrozmaitszych pieśni i podań i, jak Goldschmidt swojego czasu szczęśliwie się wyraził, formalnie »karczował« stare podania. Jeżeli nie zużytkowuje czego innego, to przynajmniej swoję własność, zwłaszcza co do wprowadzonych postaci. Jest on jakby artystą, używającym zawsze tych samych modeli: w siedzącej pozycyi, Brutus, stojący Krystyan IV. w chitonie jest Achillesem, nagi przedstawia Samsona. Poecie przychodzi to nawet łatwiej, on ma zawsze swój model pod ręką, jeżeli jest, jak to dawniej mówiono, poetą subjektywnym. W Inger