Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzy poznali kobiety i miłość, już wiedzieli, że to fałsz, że to ględzenie starych ględziarzy. Ględzili o wartościach, o moralności w świecie, gdzie nie było za grosz bezpieczeństwa. A jaka moralność jest możliwa w świecie, który nie wie, czy się obudzi jutro? Co mają budować młodzi ludzie, skoro wszystko stoi na piasku?“ (str. 26). To wystarczy, żeby wiedzieć, skąd się wziął programowy styl życia Młodych. Wiadomo jednak, że ten styl niczego nie rozwiązuje i niczego nie załatwia. Ten styl jest przeciw naturze człowieka, a żadne z istniejących zagrożeń człowieka nie unicestwiło jego natury. Młodzi tak jak wszyscy inni przynależą do rodzaju ludzkiego. Nie należy przesadzać z ich innością.
Nie dziwię się, że sprawa miłości stała się głównym punktem pasji Rudnickiego przeciw Młodym. Najczulszy w naszej literaturze dzisiejszej poeta miłości musiał poczuć się najgłębiej dotkniętym, że wszystkie jej najpiękniejsze i najprawdziwsze nazwania zostały brutalnie zakwestionowane, że nie trafiają już w jej jakieś nieprzewidziane treści i kształty. Ale czy na pewno zostały zakwestionowane, czy na pewno nie trafiają? Może to tylko magiczny lęk przed nazwami, w których kryje się tyle straszności? Może to tylko odraza do nazw, które rzeczom jedynym odbierają ich jedyność? Może to tylko pragnienie ukrycia za wszelką cenę tych ostatnich rzeczy, które człowiek ma do ukrycia, bo przecież nie do zachowania? Przecież to Rudnickiemu zdarzyło się coś, co się już pisarzom nie zdarza. Młody człowiek, właśnie Młody milczał dopóty, dopóki nie uznał, że milczeć już nie trzeba. Gdy uznał, że już wszystko jedno, gdy uznał, że nazwy już niczemu ani nie zaszkodzą ani nie pomogą, powtórzył za Rudnickim słowa „Niekochanej“ — z „Niekochanej“ uczynił swoje ostatnie słowo,