Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Proszę!
A po chwili zaraz o ton niżej:
— Proszę!
— Jak on to pięknie powiedział! Och, och, to było powiedziane po pańsku!
Do gabinetu weszła panna Róża. Zdumiała na widok ojca.
— Co papie? O czem papa rozmawiał z Warem? War był strasznie wzburzony. Pożegnał mnie sucho, bez żadnych wyjaśnień. Opuścił już nasz dom, teraz, podczas balu. Ładny narzeczony! to skandal! to okropne! Rozpędziłabym wszystkich ze złości. Wyjechać podczas balu? Och!
— Wyjechał?? No, on jest warjat!
Krongold strapiony podszedł do córki i chciał ją ująć pod brodę, ale cofnęła się oburzona.
— Róziu, on wróci. Ja ci to mówię, Rózieczko, że on wróci! No, on jest trochę narwany, on jest wielki pan! a potem te koniaki, te wina... Ajej!
— Niech papa nie zwala na wina. War umie pić i ma dobrą głowę. O czem papa z nim mówił? Chcę wiedzieć! — wołała panna gorączkowo.
Krongold opowiedział rozmowę. Róża słuchała, siedząc na fotelu z założonemi na kolanach rękami. Oczy jej rzucały błyskawice. Patrzyła na ojca zdziwiona.
— Skąd papie przyszedł do głowy Krąż?
— Rzuciłem mu tę myśl, bo to wspaniały zamek, starożytny, ty takie lubisz... a ponieważ Pobóg pewno zginął, skoro dotąd nie wrócił.
— Ma przecież żonę i dzieci, zresztą to majątek rodzinny.
Wzruszyła ramionami ostentacyjnie.
— Czy papa wie, co ten dziwaczny pomysł może wywołać?
Krongold przestraszył się.
— Co takiego?
— Że War pojedzie do Uchań.
— Do Uchań? no to co złego? Nie rozumiem!